środa, 26 maja 2021

Maryja przemienia moje życie...i we wszystkim mi towarzyszy

   


     Moja droga z Maryją rozpoczęła się wiele lat temu od modlitwy serca, kiedy klęcząc przed Jej wizerunkiem powiedziałam "Maryjo nie potrafię Cię prawdziwie kochać, nie potrafię się modlić do Ciebie. Jeżeli chcesz to zmienić, pomóż mi" i to był moment przełomowy kiedy zaczęłam się przybliżać i odkrywać obecność Maryi w moim życiu. Wyjeżdżałam wtedy często w dalekie trasy,  więc czasu na modlitwę miałam dużo, a mój samochód stał się "pustelnią" w której przeżywałam bliskość Maryi w rozważanych tajemnicach i odmawianiu różańca. To było zachłyśnięcie się Maryją, bo każda tajemnica była moją duchową obecnością w życiu Maryi. Także kiedy byłam w domu przychodził moment kiedy zostawiałam wszystko i biegłam do pokoju przed Jej wizerunek z pragnieniem, żeby upaść na kolana i żarliwie się modlić. To był piękny czas, czas pełen euforii, ale nie trwał długo. Moje uczucia w krótkim czasie oziębły, już nie było we mnie takiego zapału, ale Maryja nie pozwoliła siebie zostawić.
W ręce wpadł mi "Traktat o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny" św Ludwika Gringon de Montfort. Czytając postanowiłam oddać się w niewolę Najświętszej Maryi Panny. Tak jak sugerował św Ludwik zaczęłam od poznania samej siebie, od odkrycia moich ułomności, słabości  i zrozumiałam że w moim życiu obumarło wiele bożych darów.  Zrozumiałam że szukałam przede wszystkim własnego dobra a nie Boga
Tkwiły we mnie rany,  które skrzętnie przechowywałam w sercu. Miałam wrażenie, że moja dusza pokryła się rdzą i wszystko zatrzymało się w miejscu. To co zardzewiało w mojej duszy potrzebowało poruszenia, oliwy która przenika i dociera do zakamarków starego mechanizmu i pozwala mu ruszyć na nowo.
Tą oliwą stała się Maryja i moje oddanie się w Jej niewolę. Na początku z wielkim trudem wypowiadałam słowa "ja Twoja niewolnica". Tak jak zatarty mechanizm trudno doprowadzić do ruchu, tak zatarte rdzą serce bolało i nie mogło przyjąć daru pełnej obecności Maryi w życiu i Jej pełnego prowadzenia. Ale Maryja miała swoje sposoby skoro już zaprosiłam Ją do swojego życia. Przyszedł czas, kiedy słowa Tota Tua - cała twoja Mateńko, ja twoja niewolnica, zaczęłam wypowiadać z radością, bo miałam kogoś komu mogłam zaufać bezgranicznie i poczuć ulgę, że nie jestem sama odpowiedzialna za swoje życie ale oddaję je w najlepsze ręce, pod najlepsze kierownictwo. Po pewnym czasie w sercu zrodziła się nowa myśl, którą odebrałam jako łaskę, aby narodzić się na nowo jako Jej dziecko z Jej Łona. Ta myśl zrodziła się nagle i była pięknym doświadczeniem w moim życiu. Pierwszego wieczoru przed położeniem się spać, kiedy powiedziałam Maryjo to mój pierwszy dzień w Twoim Łonie poczułam wielką bliskość Maryi. Potem przyszedł 2, 3 i kolejny dzień. To był czas, prawdziwej bliskości trwający 9 m-cy. Czułam się bezpieczna i wolna od jakichkolwiek obciążeń. Po tak pięknym okresie, kiedy nadszedł dzień moich nowych narodzin wydawało mi się że jestem przygotowana do nowego życia. Myliłam się bardzo....dopiero teraz Maryja z wielką dokładnością pokazywała mi każdą moją ułomność której wcześniej nie zauważałam, każdą myśl która nie była bożą myślą, każde słowo które nie miało początku w miłości do bliźniego. Czyni to nadal. Jestem zarówno Jej dzieckiem które potrzebuje Jej matczynej opieki, czułości i kształtowania, a zarazem Jej niewolnicą bo wszystko oddałam pod Jej władanie. 
Maryja uczy mnie dojrzałą osobę wszystkiego tak jak uczy się małe dziecko. Czasami nie jest łatwo, bo w Jej wychowaniu trzeba zrezygnować z siebie, z własnych planów aby przyjąć to co zaplanował Bóg. Nie zawsze potrafię być dobry dzieckiem, ale coraz częściej udaje mi się przyjmować z ufnością plan Maryi. 
Uczy mnie pokory, która była przygnieciona we mnie strachem i rozmyślaniem jak jestem postrzegana przez innych, uczy mnie miłości a przede wszystkim dobrych intencji wypływających z miłości do drugiego człowieka. Mam uczucie jakbym była oczyszczana z rdzy która powoli znika i uwalnia wiele zapieczonych trybów w mojej duszy. To jest droga pod stromą górę, w  której nie ma miejsca na iluzję. Każdego ranka w ufności oddaje cały dzień Mamie prosząc Ją aby uczyniła ten dzień swoim, aby pozwoliła mi czerpać z Jej miłości, pokory, z Jej Serca. Nie raz obrywam po głowie ale  dziękuję za to Mamie, bo w ten sposób uczę się życia które ma prawdziwą a nie pozorną wartość. Maryja pokazuje mi jak wiele we mnie ułomności słabości a mimo to coraz mniej boję się odkrywać je przed ludźmi bo one są miejscem dla działania Maryi. Wiem, że jeszcze wiele jest we mnie do naoliwienia.
Każdego dnia zawierzam też Maryi swój czas, prosząc  aby uczyła mnie wykorzystywać go w dobry sposób. Wierzę że Maryja układa wszystko według Woli Bożej. Często odczuwałam w sercu napięcie związane z niezrealizowanym planem, z  pośpiechem, teraz jest we mnie większa ufność, że to czego nie zrobię, lub nawet zepsuję Maryja weźmie w swoje ręce i zrobi najlepiej jak to możliwe. Moje ułomności i słabości, są miejscem dla działania Maryi. Już nie szukam własnego dobra, ale Jej miłości, Jej pokory, łagodności i ufności Bogu. 

Najbardziej dziękuję Maryi za to, że pozwoliła mi zrozumieć jaką wartość mają rany mojego życia i jak są  cenne, bo kiedy krwawią, ofiarowane Bogu, mogą wydać najpiękniejsze owoce.

Dziękuję Maryi nie tylko za to co dla mnie czyni, ale przede wszystkim co czyni dla moich bliskich. Dziekuję Tobie Maryjo
                                                                                                        Tota Tua Maryjo 
                                                                                                             Rozalia


 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz