Moja
droga z Maryją rozpoczęła się wiele lat temu od modlitwy serca,
kiedy klęcząc przed Jej wizerunkiem powiedziałam "Maryjo nie
potrafię Cię prawdziwie kochać, nie potrafię się modlić do
Ciebie. Jeżeli chcesz to zmienić, pomóż mi" i to był moment
przełomowy kiedy zaczęłam się przybliżać i odkrywać obecność
Maryi w moim życiu. Wyjeżdżałam wtedy często w dalekie trasy,
więc czasu na modlitwę miałam dużo, a mój samochód stał
się "pustelnią" w której przeżywałam bliskość Maryi
w rozważanych tajemnicach i odmawianiu różańca. To było
zachłyśnięcie się Maryją, bo każda tajemnica była moją
duchową obecnością w życiu Maryi. Także kiedy byłam w domu
przychodził moment kiedy zostawiałam wszystko i biegłam do pokoju
przed Jej wizerunek z pragnieniem, żeby upaść na kolana i żarliwie
się modlić. To był piękny czas, czas pełen euforii, ale nie
trwał długo. Moje uczucia w krótkim czasie oziębły, już nie
było we mnie takiego zapału, ale Maryja nie pozwoliła siebie
zostawić.
W
ręce wpadł mi "Traktat o doskonałym nabożeństwie do
Najświętszej Maryi Panny" św Ludwika Gringon de
Montfort. Czytając
postanowiłam oddać się w niewolę Najświętszej Maryi Panny. Tak
jak sugerował św Ludwik zaczęłam od poznania samej siebie, od
odkrycia moich ułomności, słabości i zrozumiałam że w
moim życiu obumarło wiele bożych darów. Zrozumiałam
że szukałam przede wszystkim własnego dobra a nie Boga
Tkwiły
we mnie rany, które skrzętnie przechowywałam w sercu. Miałam
wrażenie, że moja dusza pokryła się rdzą i wszystko zatrzymało
się w miejscu. To
co zardzewiało w mojej duszy potrzebowało poruszenia, oliwy która
przenika i dociera do zakamarków starego mechanizmu i pozwala mu
ruszyć na nowo.
Tą
oliwą stała się Maryja i moje oddanie się w Jej niewolę. Na
początku z wielkim trudem wypowiadałam słowa "ja Twoja
niewolnica". Tak jak zatarty mechanizm trudno doprowadzić do
ruchu, tak zatarte rdzą serce bolało i nie mogło przyjąć daru
pełnej obecności Maryi w życiu i Jej pełnego prowadzenia. Ale
Maryja miała swoje sposoby skoro już zaprosiłam Ją do swojego
życia. Przyszedł czas, kiedy słowa Tota Tua - cała twoja Mateńko, ja twoja niewolnica, zaczęłam wypowiadać z radością, bo
miałam kogoś komu mogłam zaufać bezgranicznie i poczuć ulgę, że
nie jestem sama odpowiedzialna za swoje życie ale oddaję je w
najlepsze ręce, pod najlepsze kierownictwo. Po pewnym czasie w sercu
zrodziła się nowa myśl, którą odebrałam jako łaskę, aby
narodzić się na nowo jako Jej dziecko z Jej Łona. Ta myśl
zrodziła się nagle i była pięknym doświadczeniem w moim życiu.
Pierwszego wieczoru przed położeniem się spać, kiedy powiedziałam
Maryjo to mój pierwszy dzień w Twoim Łonie poczułam wielką
bliskość Maryi. Potem przyszedł 2, 3 i kolejny dzień. To był
czas, prawdziwej bliskości trwający 9 m-cy. Czułam się bezpieczna
i wolna od jakichkolwiek obciążeń. Po tak pięknym okresie, kiedy
nadszedł dzień moich nowych narodzin wydawało mi się że jestem
przygotowana do nowego życia. Myliłam się bardzo....dopiero teraz
Maryja z wielką dokładnością pokazywała mi każdą moją
ułomność której wcześniej nie zauważałam, każdą myśl która
nie była bożą myślą, każde słowo które nie miało początku w
miłości do bliźniego. Czyni to nadal. Jestem zarówno Jej
dzieckiem które potrzebuje Jej matczynej opieki, czułości i
kształtowania, a zarazem Jej niewolnicą bo wszystko oddałam pod
Jej władanie.
Maryja uczy mnie dojrzałą osobę wszystkiego tak jak
uczy się małe dziecko. Czasami nie jest łatwo, bo w Jej wychowaniu
trzeba zrezygnować z siebie, z własnych planów aby przyjąć to co
zaplanował Bóg. Nie zawsze potrafię być dobry dzieckiem, ale
coraz częściej udaje mi się przyjmować z ufnością plan
Maryi.
Uczy
mnie pokory, która była przygnieciona we mnie strachem i
rozmyślaniem jak jestem postrzegana przez innych, uczy mnie miłości
a przede wszystkim dobrych intencji wypływających z miłości do
drugiego człowieka. Mam uczucie jakbym była oczyszczana z rdzy
która powoli znika i uwalnia wiele zapieczonych trybów w mojej
duszy. To jest droga pod stromą górę, w której nie ma
miejsca na iluzję. Każdego ranka w ufności oddaje cały dzień
Mamie prosząc Ją aby uczyniła ten dzień swoim, aby pozwoliła mi
czerpać z Jej miłości, pokory, z Jej Serca. Nie raz obrywam po
głowie ale dziękuję za to Mamie, bo w ten sposób uczę się
życia które ma prawdziwą a nie pozorną wartość. Maryja pokazuje
mi jak wiele we mnie ułomności słabości a mimo to coraz mniej
boję się odkrywać je przed ludźmi bo one są miejscem dla
działania Maryi. Wiem, że jeszcze wiele jest we mnie do
naoliwienia.
Każdego
dnia zawierzam też Maryi swój czas, prosząc aby uczyła mnie
wykorzystywać go w dobry sposób. Wierzę że Maryja układa
wszystko według Woli Bożej. Często odczuwałam w sercu napięcie
związane z niezrealizowanym planem, z pośpiechem, teraz jest
we mnie większa ufność, że to czego nie zrobię, lub nawet
zepsuję Maryja weźmie w swoje ręce i zrobi najlepiej jak to
możliwe. Moje ułomności i słabości, są miejscem dla
działania Maryi. Już nie szukam własnego dobra, ale Jej miłości,
Jej pokory, łagodności i ufności Bogu.
Najbardziej dziękuję Maryi za to, że pozwoliła mi zrozumieć jaką wartość mają rany mojego życia i jak są cenne, bo kiedy krwawią, ofiarowane Bogu, mogą wydać najpiękniejsze owoce.
Dziękuję Maryi nie tylko
za to co dla mnie czyni, ale przede wszystkim co czyni dla moich
bliskich. Dziekuję Tobie Maryjo
Tota Tua Maryjo
Rozalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz