Od pewnego czasu po przebyciu Covid miałam problemy z
kręgosłupem. Raz bóle się nasilały raz malały. Starałam się normalnie
funkcjonować, ale któregoś dnia nie mogłam stanąć na własnych nogach. Ból kręgosłupa promieniujący do nóg był tak
silny, że zwijałam się w płaczu po podłodze szukając pozycji w której mogłabym
doznać odrobiny ulgi. Nie pomagały silne środki przeciwbólowe. W badaniach rezonansu
magnetycznego wykryto masywną przepuklinę kręgosłupa lędźwiowego między kręgami
L4 i L5. Rozwiązaniem była operacja na którą nie potrafiłam się zdecydować.
3 miesiące spędzone w łóżku i na wózku inwalidzkim. Po
zabiegach fizjoterapeutycznych ból nie ustawał ale nieznacznie się zmniejszył. Zaczęłam
poruszać się o kulach. Zrodziło się we mnie pragnienie pójścia do kościoła.
Wcześniej uczestniczyłam tylko w mszach on-line. W tym dniu była czytana
Ewangelia wg św. Marka o kobiecie która cierpiała na upływ Krwi i doznała
uzdrowiona kiedy dotknęła płaszcza Jezusa. Te Słowa tak bardzo mnie poruszyły,
że pomyślałam „Panie Jezu dotknę Twojego płaszcza.” a właściwie płaszcza
kapłana, bo Ty w nim żyjesz. Kiedy podchodził ksiądz z Komunią chciałam
wyciągnąć rękę aby dotknąć jego szat ale stchórzyłam. Wracając do ławki mówiłam
w duchu…”Panie Jezu zobacz jaki ze mnie tchórz, nie potrafiłam tak jak ta
kobieta wyciągnąć do Ciebie ręki.” Wkrótce jednak moje duchowe ubolewanie
przemieniło się w myśl „przecież ja wcale nie musze dotykać Twoich szat,
przecież Ty Jezu cały jesteś we mnie, żyjesz we mnie”.
Kiedy Wróciłam do domu o kulach, ból nadal dawał o sobie
znać. Znowu łóżko, różne myśli i dużo czasu aby zastanawiać się nad własnym życiem,
nad sprawami i obowiązkami którymi żyłam zanim dopadła mnie choroba.
W nocy kiedy obudziłam się i chciałam się przewrócić z boku
na bok w świadomości, że zaraz zaatakuje mnie ból, nie poczułam żadnych
dolegliwości. Nie mogłam w to uwierzyć. Postanowiłam jeszcze raz przewrócić się
na drugi bok i znowu ku mojemu ogromnemu zdziwieniu nie poczułam żadnego bólu.
W duchu powiedziałam „Panie Jezu teraz spróbuję usiąść” i po raz kolejny nie
poczułam żadnego bólu, a przecież jeszcze wieczorem każdy ruch był bardzo
bolesny. Z niedowierzaniem ciągnęłam dalej swoją duchową rozmowę „Panie Jezu to
teraz stanę na nogach i pójdę do łazienki” i rozpłakałam się bo mogłam iść
zupełnie tak jak chodziłam przed chorobą. Mogłam swobodnie poruszać się.
Płakałam i dziękowałam Jezusowi za łaskę uzdrowienia. Kiedy pojawiłam się na
najbliższym czwartkowym spotkaniu wspólnoty, wszystkim trudno było uwierzyć, że
chodzę o własnych siłach. Dałam świadectwo jak zostałam uzdrowiona. Słowo z
Ewangelii stało się ciałem w moim życiu
Teraz mogę powiedzieć, że czas choroby był dla mnie bardzo
trudny, ale również był czasem łaski. Zostałam uzdrowiona z dolegliwości
cielesnych, ale nie tylko. Pan Bóg zatrzymał pęd mojego życia.
Zrozumiałam, że natłok spraw którymi się zajmowałam
powodował ciągły pośpiech prowadzący donikąd. W mojej głowie miałam wyryte
słowo „ muszę”. W chorobie zrozumiałam, że nic nie muszę, że wszystko jest
łaską. Łaską jest zrobienie kroku, łaską jest przewrócenie z boku na bok.
Zrozumiałam że mogę jedynie pragnąć aby coś zrobić a wszystko zależy od Boga
czy będę mogła to wykonać, bo kiedy Bóg nie pozwolił mi działać i przytrzymał
mnie w łóżku, nic się nie zawaliło, moi podopieczni nie umarli z głodu, w domu
było wszystko co potrzebne do zwykłej egzystencji a rodzina, znajomi i
członkowie naszej wspólnoty wspierali modlitwą i zorganizowaniem wszystkiego co
potrzebowałam aby przetrwać chorobę. Wystarczyło że napisałam, czy zadzwoniłam
prosząc o cokolwiek, prawie natychmiast otrzymywałam. Nawet wózek inwalidzki i
kule dostałam z dnia na dzień. Wokół tworzyło się wiele dobra którego nie
doświadczyłabym gdyby nie moja choroba. Tyle troski i bezinteresownej pomocy
nie doznałam nigdy wcześniej. Teraz wiem, że Bóg przez cierpienie chciał zmienić
moje życie. Cierpienie było dla mnie bardzo trudne ale mam za co Bogu
dziękować, bo Jego łaska przerosła cierpienie. Dzisiaj po upływie siedmiu
miesięcy od mojej choroby poruszam się normalnie, czasami poczuję delikatny ból,
który jest dla mnie oznaką aby zatrzymać się i skupić się na Panu Bogu i
jeszcze raz podziękować za to co dla mnie uczynił. Kiedy po raz pierwszy od
choroby uklękłam przed Najświętszym Sakramentem na twardej posadzce i ktoś
chciał zrobić mi miejsce w ławce, podziękowałam z uśmiechem i powiedziałam w
duchu „ Panie Jezu jak bardzo Ci dziękuję że mogę klęczeć przed Tobą tu na tej
twardej posadzce”
Wiem, że jest we mnie wiele ułomności i mam za co
przepraszać Pana Boga, ale wiem jak bardzo mnie kocha taką jaką jestem.
Dziękuję, że zatrzymał mnie i dał mi czas, którego zawsze mi brakowało. Teraz
wiem, że to co ja uważałam za dobro, w oczach Pana Boga nie było dobrem, bo
oparte na moich siłach. To tak jak w słowach Psalmu 127 ” Na próżno zrywacie
się przed świtem, późno idziecie na spoczynek, by zapracować na chleb. Bóg daje
go swym przyjaciołom ze snie” Nie wiem czy mogę nazwać się przyjacielem Jezusa,
ale wiem że mam za co dziękować. On prawdziwie żyje i czyni cuda w moim ułomnym
życiu
Błogosławiona Krew Jezusowa
Rozalia z Wrocławia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz